piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział 2: Nowa teraźniejszość.

 Światło, padające przez niewielkie okno na samej górze, obudziło białowłosego, który powoli usiadł na brzegu łóżka. Od razu przeczesał dłonią włosy, które uparcie spadały mu na czoło. Długo nie musiał czekać, gdyż po chwili do piwnicy wszedł Naoki. Delikatny uśmiech bardzo oznaczał się na jego twarzy, więc nie można było go nie zauważyć.
- Dzień dobry, Piko. - podszedł do niego z kubkiem gorącego napoju. - Jak się spało?
- Dobrze. - wyszczerzył białe jak śnieg zęby. Spojrzał ukradkiem na rzecz, którą jego ojciec trzymał w ręku. - Co to jest? - nachylił się, wąchając brązową ciecz.
- Gorąca czekolada.
- Mogę spróbować? - podskoczył z radości.
- Niestety nie. - spuścił głowę lekko w dół. - Jesteś robotem, a jakakolwiek ciecz znajdująca się w środku Twojego mechanizmu mogłaby spowodować zwarcie. - wytłumaczył, obejmując kubek dwiema dłońmi. Ciepło bijące od naczynia było tak ogromne, że nawet robot to wyczuł.
- Części mechaniczne mogą ulec korozji, a elektroniczne podczas kontaktu z cieczą ulegną zwarciu. No tak. - westchnął. Zaraz jednak ponownie spojrzał na swojego stwórcę, który wziął łyk napoju. Po chwili coś wymyślił. - Eh, tato? - zwrócił się do niego. - A czy nałożenie cienkiej warstwy gorącej czekolady na moje usta zaszkodzi? - w mig usiadł po turecku. Mężczyzna był zszokowany pomysłowością syna, musiał przyznać mu ogromną rację w tej sprawie.
- Nie. Nie powinny zaszkodzić. Jeśli chcesz, to mogę to zrobić.
- Tak, poproszę! - uśmiechnął się szeroko. Naoki wyciągnął z kieszeni niewielką chusteczkę, zamaczając jej końcówkę w czekoladzie. Delikatnie przeciągnął materiałem po ustach chłopaka, które były bardzo delikatne pomimo faktu budowy z wytrzymałych materiałów. Natychmiastowo, po cofnięciu ręki naukowca, oblizał się i popatrzył na niego tak, jakby wynalazł coś wspaniałego. - Pyszne!
- Dobrze, że nie zapomniałem o symulatorach smaków. Będziesz musiał jednak wymieniać płyn, który pomaga w tym wszystkim.
- Mógłbym dostać więcej informacji na ten temat?
- Próbując różnych smaków w ilościach, które teraz Ci dałem, płyny, znajdujące się w małym zbiorniku, zanieczyszczają się, a są one potrzebne do funkcjonowania Twojego mechanizmu. Jeśli chcesz próbować różnych rzeczy, musisz nauczyć się ich czyszczenia oraz różnorodnych ustawień zaawansowanych dotyczących tej funkcji.
- Będę mógł je znaleźć w mojej instrukcji interaktywnej? - spytał natychmiastowo.
- Jest tam wszystko napisane. Kod znasz na pamięć, więc nie powinieneś mieć problemów z obsługą.
- Są jakieś papiery z moją instrukcją?
- Nie ma. Nie stworzyłbym czegoś indywidualnego, jeśli istniałaby namacalna instrukcja.
- Dlaczego nie istnieje? - popatrzył na duży drewniany stół, na którym znajdowały narzędzia, z których korzystał mężczyzna podczas tworzenia Piko. Nie było ani milimetra wolnego miejsca, a wszystko wyglądało tak, jakby zaraz miało spaść i roztrzaskać się na milion drobnych kawałków.
- Nie chcę, aby ktokolwiek, prócz mnie i mojej żony, włamał się do Twojego systemu, zmieniając wszystkie ustawienia i podporządkowując sobie mój mechanizm. Nie chcę, aby ktoś mi Cię zabrał. Jesteś jedynym, na którym mi zależy i nie chcę Cię stracić . - objął go ramieniem i przytulił do siebie. - Rozumiesz?
- Tak, rozumiem. - kiwnął głową z lekkim uśmiechem. Wstał z łóżka, idąc do obiektu dłuższego zainteresowania. - Powiedz mi, tato, czy będę mógł używać tych śmiesznych rzeczy?
- To są narzędzia. I każde ma swoją nazwę, na przykład to. - wziął do ręki te, które było blisko. - To jest klucz francuski.
- A to? - wziął do ręki śrubokręt. - Nauczysz mnie, jak ich używać?
- Jeśli chcesz, pewnie. Możesz też uczyć się sam.
- Jak? - odłożył rzecz na miejsce. - Powiedz mi.
- Możesz korzystać z sieci internetowej bez konieczności włączania jakiegokolwiek komputera. Masz to w sobie.
- Ja jestem komputerem. Racja. - uśmiechnął się delikatnie. - Jak z tego skorzystać?
- Po prostu wydaj odpowiednią komendę na otwarcie strony, a następnie wpisz wybraną frazę. Spróbuj.
- Dobrze. - wyszeptał i zamknął oczy. Widać było, że skupiał się nad tym tak bardzo, że poprzez zaciśnięte dłonie pobielały mu kłykcie.
- Wyszukaj mi, co to jest dysocjacja termiczna?
- Dysocjacja termiczna. Rozpad cząsteczek związków chemicznych na mniejsze cząsteczki lub atomy pod wpływem temperatury.
- Proces egzoenergetyczny?
- Proces fizyczny, podczas którego wydzielana jest energia podnosząca temperaturę układu i otoczenia.
- Widzisz, umiesz już obsługiwać sieć. - pogłaskał go po śnieżnobiałych puklach. - Jestem z Ciebie dumny.
- Wpisana fraza nie znajduje miejsca w terminach znajdujących się w sieci internetowej. - powiedział czystym głosem robota.
- E? To nie było słowo, które miałeś wyszukać. - przeraził się.
- Haha, wiem tato! Dałeś się nabrać. - zachichotał słodko. Naoki również zaczął się śmiać. Tego nie spodziewał się po swoim wynalazku.
- Jesteś naprawdę niezwykły.


- Gotowy do szkoły, skarbie? - podarowała mu czuły całus w czoło. - Jeju, dopiero co wczoraj tatuś Cię zmontował, a ty już do szkoły idziesz... - westchnęła ciężko.
- Hiroe, spokojnie, to dopiero zapoznanie się z otoczeniem. Idzie tam na okres próbny. Od razu zwiedzi okolice. - poczochrał chłopaka po włosach. - Jesteś zdolny, więc na pewno jakoś sobie poradzisz. - uśmiechnął się do niego. - Chodź, zaprowadzę Cię.
- Mogę iść sam. - odpowiedział w mig. - Podaj mi nazwę, numer szkoły oraz ulicę, a trafię bez problemu.
- Ale... Nie chcesz spędzić wolnego czasu razem z nami?
- Będę mieć jeszcze całe popołudnie, prawda? Czasu wystarczy dla nas wszystkich. - rozłożył ręce pełen radości. - To jak? Podasz mi lokalizację? - spytał, przechylając głowę w bok.
- Tak. - sięgnął po małą karteczkę. Popatrzył na nią. - Ulica Mishiro, szkoła nr. 5 imienia Sasahi'ego.
 Piko szybko przeanalizował dane i po chwili już wiedział jak trafić na miejsce najkrótszą drogą.
- Dziękuję tatusiu. Przyjdę o 12: 47. - dodał szybko, wychodząc z mieszkania. Pomachał rodzicom, po czym zniknął za drzwiami.
 Widok przyrody wokół siebie naprawdę go zachwycił. Modlił się tylko o to, aby nie zaczęło padać, jak to było wieczorem. Wiedział, że nie mógł mieć bliskiego kontaktu z wodą, żaden płyn nie mógł dostać się do szczelin w jego ciele. Z pewnością nie byłoby to ciekawe widowisko dla innych, ani miłe przeżycie dla niego. Włączył nawigację i ruszył drogą, która była usypana płatkami wiśni. Lepszego widoku nie mógł sobie wymarzyć. Zapisał ten obraz w pamięci. Dosłownie. Obserwował otoczenie z wielką uwagą, nie mógł nacieszyć się tym, co widział. Co prawda, roboty nie mają uczuć, jak większość osób mówi, jednak Piko był wyjątkowy, potrafił rozróżnić zauroczenie od zakochania się, nie tak jak większość populacji. Jeszcze przed wyjściem rozmyślał nad tymi sprawami.

,,Co będzie, jak się zakocham?"

 Stanął przed ogromną stalową, pozłacaną bramą, która prowadziła, poprzez ścieżkę z kamiennej kostki, żywopłot, różnorodne rośliny, ławki oraz niewielkie drzewa, do szkolnych drzwi. Będąc przed nimi wiedział, że nigdzie już nie znajdzie szkoły z drewnianymi drzwiami. Opowieści ojca o jego szkole bardzo go zafascynowały, jednak nie będzie mieć okazji, aby zobaczyć jakiekolwiek starej szkoły. Wyglądały one jak wejście do jakiejś przychodni. W sumie, nikt by się nie dziwił - przychodnia dla dzieci, które trzeba zmienić w dorosłych i wyleczyć ich z wierzeń na temat magicznych wróżek czy też misiu pandzie, rozdającego cukierki każdemu dziecku.
 Złapał za klamkę i otworzył drzwi, a przed jego oczami ukazały się umalowane przeróżnymi kolorami ogromne ściany, na których wisiały dyplomy oraz gablota z pucharami i medalami. Tak bardzo teraz zapragnął uczestniczyć w sportach, że gdyby był komputerem prawdopodobnie przepaliłyby mu się obwody. Zamknął na chwilę oczy, włamując się tym samym do sieci szkolnej, skąd odczytał plan lekcji dla swojej klasy. Chemia, wyszeptał do siebie. Szybko też sprawdził gdzie znajdują się sale lekcyjne do poszczególnych przedmiotów. W jednej chwili pobrał wszystkie dane i ruszył w stronę celu. Nie zajęło mu dużo czasu znalezienie kogoś do rozmowy, gdyż prawie cała klasa podeszła do niego z szokiem w oczach, jednak nie byli wystraszeni.
- To ty jesteś ten nowy? Nie wiedziałam, że będziesz wyglądać tak cudownie! - ucieszyła się jednak z dziewczyn.
- Jak masz na imię? Skąd jesteś?
- Prawdopodobnie ja. - odpowiedział niemal jednym tonem. - Dziękuję. Nazywam się Amaya Piko. Jestem z dzielnicy Shiki.
- To pięć poprzecznic stąd. Przyszedłeś tu pieszo?
- Tak.
- Ile masz lat? Wiem, że dziewczyny nie wypada pytać, ale chciałbym wiedzieć. - dodał chłopak z zielonymi oczami i brąz włosami za bark.
- Nie jestem dziewczyną. Jestem chłopakiem. - odpowiedział natychmiast. W tym momencie wszyscy wybuchli śmiechem, a zielonooki poczerwieniał na twarzy. Piko szybko wyszukał w swoich danych, ile ojciec wpisał mu lat w dokumentach. - Mam piętnaście lat.
- Piętnaście? Jesteś rok młodszy od nas! - dziewczyna z dwoma kucykami niemal krzyknęła. - Jak chcesz zdać egzaminy końcowe, skoro każda szkoła ma inny program nauczania, a ty jesteś rok do tyłu?
- Jestem tu tylko na okres próbny. - pokręcił głową lekko na boki.
- Do jakiej szkoły ostatnio chodziłeś? - spytał znowu to inny uczeń. Białowłosy ponownie musiał przejrzeć mapę Tokyo w trybie błyskawicznym. Musiał skłamać, bo inaczej wydałoby się, że jest robotem, a nie chodzenie do szkoły przez 15 lat było wystarczająco podejrzane. - Do szkoły imienia Murasakibary na ulicy Minesota.
- Gdzie to jest? - spytała jedna z dziewczyn, która przechadzając się korytarzem zatrzymała się przy grupce. - Gdzieś blisko?
- To drugi koniec miasta. - skarcił siebie za to miejsce. Mógł przecież wybrać jakąś szkołę niedaleko, jednak z racji czasu, który upływał na udzielenie odpowiedzi, musiał działać szybko. - Nie chciałem jeździć tak daleko, ale wyszło jak wyszło.
- Niesamowite! - klasnęła w dłonie blond-włosa.
- Zostaniesz tutaj do końca roku? - spytała ponownie dziewczyna z kucykami. - Jesteś naprawdę niezwykły.
- Jestem tu na okres próbny. - powtórzył. Widząc smutek w oczach nowej koleżanki zrobiło mu się przykro. Wiedział, że musi tylko zapoznać się z otoczeniem i wiedzieć mniej więcej co i w jaki sposób przebiega. Mógł równie dobrze wyszukać wszystko w sieci internetowej, jednak lepsze doświadczenie zdobywa się poprzez samodzielne poznawanie świata, jak mówił mu ojciec. - Postaram się Was odwiedzać. - dodał po chwili namysłu.
- Masz może LINE?
- LINE? - powtórzył, szukając jednocześnie tego słowa w internecie. Zaczął pośpiesznie zakładać konto na portalu społecznościowym. - Tak, posiadam.
- Podasz swój nick?
- Jest dokładnie taki sam jak moje imię i nazwisko. - kiedy wymówił to zdanie, cała grupka natychmiast wyciągnęła telefony i zaczęli go zapraszać do znajomych. Wtedy chłopak poznał już wszystkich, z którymi dotychczas rozmawiał. Wtem jedna z uczennic zwróciła się do niego.
- Nie boisz się o swoje dane osobowe? Podałeś swoje prawdziwe informacje, ktoś może je wykorzystać.
- Albo włamać się na Twoje konto i narobić chaosu.
- Nikt się nie włamie. Nie ma opcji. - w jego głowie pojawił się alert zabezpieczenia. Jeden z grona klasowego próbował właśnie to zrobić - włamać się na jego konto. Szybko zidentyfikował tę osobę. - Fiki, mówiłem, że nie da rady włamać się na moje konto.
- S-skąd znasz m-moje imię? - spytał bardzo zdziwiony, a głos mu zadrżał tak, jakby był traktowany trzepaczką do jajek w wielkiej misce.
- Sprawdziłem.
- Jak, skoro nie wyciągnąłeś komórki? - obejrzała go klasowa prymuska. Piko zawahał się na kilka chwil, lecz po chwili odpowiedział.
- Robię to dość szybko. Nie chcę, aby któryś z nauczycieli zauważył mnie z telefonem.
- Nie ma zakazu na noszenie telefonów, głuptasie. - zaśmiało się parę osób, a on wraz z nimi.


 Naoki siedział przy komputerze, sprawdzając dane swojego 'syna'. Nie mógł uwierzyć w to, co mówił innym. Z drugiej jednak strony był szczęśliwy, że tak szybko uczy się posługiwania własnymi umiejętnościami. Wiedział jednak, że straci je z chwilą odłączenia go od sieci, wyłączenia funkcji wspomagania lub swoją śmiercią. Kiedy rozmyślał, do pokoju weszła Hiroe, jak zawsze, z kubkiem gorącej herbaty.
- Co robisz? - spytała cichym głosem. Mąż spojrzał na nią porozumiewawczo. Wiedziała, że coś idzie kiepsko i nie bała się spytać co się dzieje. - Co się stało?
- Chłopak ma w sobie coś przekonującego. Takie kłamstwa jakie on mówi swoim nowym kolegom nawet mi od głowy nie przychodzą. - westchnął. - Pewnie to spięcie w mieszkaniu musiało go uczynić takim spryciarzem.
- Widać strasznie zmieniło dane w nim zawarte, które my ustaliliśmy. - położyła kubek obok monitora. - Myślę, że to chyba dobrze. Przynajmniej nie powie nikomu, że jest robotem.
- Masz rację. Cecha szczerości została nieco zniekształcona. To jest plus. - wziął do ręki napar i upił łyka. - Miejmy nadzieję, że nikt się nie dowie o jego egzystencji. To byłoby duże zagrożenie dla niego, zarówno jak i dla nas.
- To, że zagrożenie, wiem. - zamilkła na krótką chwilę, myśląc co dalej powiedzieć. - Co by było, gdyby świat dowiedział się, że Piko jest robotem? - jej głos zniżył się o parę tonów, zmieniając się niemalże w szept. Naoki zastanowił się chwile nad odpowiedzią mimo tego, że doskonale wiedział co może się stać. Nie chciał martwić kobiety, ale musiał być z nią szczery.
- Z pewnością zawiadomiliby policję i znaleźliby nas. Przez to możemy siedzieć w więzieniu.
- Jak to? - przeraziła się. - Konstruowanie i realizowanie modelów elektronicznych nie jest przypadkiem dozwolone?
- Oczywiście, że jest, ale my nie zbudowaliśmy zwykłego komputera, tylko coś w stylu humanoida. - oparł się o ścianę. - Humanoidy to wyższa generacja,  która pozwala modelowi funkcjonować i żyć jak normalny człowiek. U naszego Piko jest zagrożenie, bo nie może mieć żadnego kontaktu z wodą. Jeśli znajdzie się ktoś, kto dowie się, że nie jest człowiekiem, zdemontują go albo ulepszą. - ponownie upił łyka herbaty. - Nigdy nic nie wiadomo.

 Przerwa obiadowa była pełna tłoku na szkolnej stołówce, lecz Piko nie miał z tym problemu, gdyż nie musiał jeść. A raczej nie mógł. Jako jeden z nielicznych udał się na zewnątrz do parku, gdzie zachwycał się przyrodą dookoła, lecz widząc osoby, które leżały na trawie, robiło mu się przykro. Nie mógł się położyć na wilgotnym trawniku i poczuć zapachu przyrody oraz miękkiej zieleniny na karku, gdyż wywołałoby to zwarcie. Dlaczego nie mogę? - spytał sam siebie, rozmyślając po chwili nad sensem tej czynności. Woda przeniknęłaby przez materiał, który ma na sobie, i dostałaby się do części 'otwartych' co wywołałoby zwarcie. Nawet taka najmniejsza kropla? - zdziwił się. - No to mam przerąbane...
- Hej, Poko! - krzyknęła dziewczyna o długich ciemnych włosach, przerywając jego przemyślenia.
- Jestem Piko. - poprawił ją. - O co chodzi?
- Nie jadłeś nic od samego rana. Nie jesteś głodny? - zmartwiła się, co było widać po jej smutnym wyrazie twarzy. - Przyniosłam Ci kanapki. - uśmiechnęła się szeroko. - Sama je zro...
- Nie jestem głodny. - przerwał jej. - Zjedz sama, musisz rosnąć.
- Jesteś młodszy ode mnie, więc ty powinieneś jeść więcej.
- Jesteś dziewczyną. - usiadł na ławce, nie wiedząc co ma zrobić w danej chwili. Chętnie by powiedział, że nie jest człowiekiem, ale musiał trzymać język za zębami. Nie byłoby przyjemnie, gdyby ktoś się o tym dowiedział.
- Co z tego, że nią jestem? Człowiek jak człowiek, racja? - poczerwieniała lekko na twarzy. - Kobiety są słabsze od mężczyzn!
- Dlaczego poniżasz swoją płeć? - spojrzał na nią pytająco.
- Nie poniżam! - zbulwersowała się. - Tylko mówię, że dziewczyny są słabsze i potrzebują mniej jedzenia niż mężczyźni.
- W takim razie jedz więcej, jeśli chcesz być silniejsza niż inne.
- Nie drocz się ze mną! - krzyknęła. Białowłosy spojrzał na nią pytająco, jednak wiedział o co jej chodzi. Posiadał wysoki poziom inteligencji oraz pewnego rodzaju skaner, który analizuje osobowość każdego. Pogłaskał ją delikatnie po głowie.
- Słuchaj, wiem, że bardzo chcesz zabłysnąć przed wszystkimi, bo nikt Cię nie docenia, że chcesz mi dać kanapki, chcąc mi się przypodobać, ale jest to zbędne. Nie jestem głodny. Dziękuję bardzo. - te słowa wywołały w umyśle dziewczyny burzę. Nie wiedziała co ma myśleć, rozgryzł ją od razu, ale nie wiedziała jak. Przecież ledwo się znamy, pomyślała. Schowała kanapki i spuściła głowę dół. Była zawiedziona samą sobą. Wiedziała, że to jedyna okazja, kiedy może powiedzieć to, co chce.
- Bo widzisz... Piko... Ja... Ja naprawdę chciałam dobrze...
- Wiem o tym. - uśmiechnął się delikatnie, a jego błękitne oczy błysnęły jak woda w blasku słońca. - Masz jeszcze dużo czasu na związki. Uwierz mi, że to minie jak dwie minuty, a zatęsknisz za tymi latami.
- Skąd możesz to wiedzieć? - popatrzyła na niego zdziwiona.
- Tata mi mówił. Ja się nie bawię w związki. Mam na to jeszcze sporo czasu.
- Ale...
- Ty decydujesz o swoim życiu, nie inni.
- Skoro tak... - westchnęła, jednak zaraz wpadła na pomysł, który był odwróceniem jego słów. - Skoro ja decyduję, to chcę być z Tobą.
- Co?! - przeraził się. Teraz znał uczucie strachu i przerażenia. - Jesteś za młoda na związki!
- Mówiłeś, że mogę robić co chcę w moim życiu.
- Nie. Mówiłem, że ty DECYDUJESZ o swoim życiu.
- Dla mnie to jedno i to samo. - wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Piko schylił się i oparł głowę o ręce, które podparł o kolana. - Wiesz, wydaje mi się, że to miłość od pierwszego wejrzenia.
- Nie. To tylko zauroczenie.
- Czym się różni jedno od drugiego?
- Tym, że miłość to chęć spędzenia czasu z osobą, którą kochasz. Nieważne jak wygląda, jak się ubiera, co robi czy coś innego. Kochasz ją za to, kim jest. A zauroczenie to zakochanie się w wyglądzie. Tylko i wyłącznie.
- W takim razie to jest miłość. - niemal pisnęła z radości.
- Nie. - powiedział stanowczo. - Nie możemy być razem. To byłoby sprzeczne z prawem. Poza tym... Nie pokochałabyś mnie.
- Ale ja Cię kocham Piko. Jesteś naprawdę słodki, uroczy, kochany... No i stanowczy.
- Posłuchaj... Ee...
- Miki. - podsunęła z lekkim uśmiechem. - Jestem siostrą Fiki.
- Rzeczywiście, jesteście podobni. Więc, Miki, nie kochasz mnie, bo nie wiesz kim naprawdę jestem.
- A kim jesteś? - spytała wysokim tonem głosu.
- Wolę nie mówić. - oparł się o drewnianą część ławki, przymykając oczy.
- Ale... Nie jesteś zboczeńcem, prawda? - spytała niepewnie. Piko spojrzał na nią i ledwo się nie zaśmiał. Wiedział też, co to śmiech i na jakiej zasadzie działa.
- Nie, nie jestem nim. - zachichotał. - I nie będę. Chcę być normalny.
- Ah! Całe szczęście, bo już się bałam. - tym razem ona się zaśmiała. - Ale powiedz... Dlaczego nie ma szans dla nas?
- Po prostu nie ma. Nie mogę Ci powiedzieć. - teraz miał powoli dość. Wszystkie emocje naraz nie były zbyt dobre dla jego mechanizmu. Jak każdy miał pewne ograniczenia.
- Chcę wiedzieć. Dlaczego nie chcesz ze mną być?
- Nie powiem. - lecz był bliski, aby wyznać prawdę, a złość nie dawała mu za wygraną. - Nie pytaj.
- Chcę wiedzieć. - podniosła ton głosu.
- Daj mi spokój. - wyszeptał. Nie miał już siły i czuł, że coś mu się dzieje w środku. Było mu przykro, że przez niego ojciec będzie musiał go naprawiać tuż po zbudowaniu.
- Powiedz.
- Nie jestem żywy!! - krzyknął. W jednej chwili go zamurowało, nie mógł się ruszyć. To zadziałało na niego jak paralizator, jego własne słowa. Nie mógł uwierzyć. Jednak uratowała go głupota. Głupota dziewczyny.
- Haha! Nie mów tak, przecież widzę, że się poruszasz, oddychasz i mówisz. Dlaczego mówisz, że jesteś martwy, głuptasie? - nie mogła przestać się śmiać, ale dla chłopaka to był ratunek.
- Wybacz, muszę iść. - po tych słowach skierował się w stronę domu. Nie chciał dłużej być w tym gronie osób. Wiedział, że takie sytuacje działają na niego jak na człowieka silna nerwica czy też zawał serca. Nie chciał być często naprawiany, aby nie sprawiać problemu staruszkowi.
 Wędrował tak ulicami, całkowicie ignorując mapę GPS. Z nerwów wyłączył ją na kwadrans, kierując się w stronę parku, skąd zauważył niewielki murek. Zainteresował go, więc podszedł bliżej. Nikt by nie przypuszczał, że tak niewielka rzecz byłby obiektem zainteresowań, a w szczególności robota. Tylko... Dlaczego akurat murek? Przecież jest ich wiele tysięcy na świecie i można go zobaczyć niemal codziennie. Powód był prosty - bluszcz, który obrastał kamienie, był przyozdobiony cudownym, fioletowym kwiatem. Jakie to piękne, pomyślał sobie i natychmiast wszedł do sieci, aby dowiedzieć się co to za roślina. Wyszukiwanie za pomocą grafiki niestety nie pomogło. Spróbował więc raz jeszcze, wpisując wybrane parafrazy do linku.
,,Brak wyników wyszukiwania."
- Niech to! - tupnął nogą o ziemię, zupełnie jak małe dziecko.
 Po chwili usłyszał szelest liści. Dochodziło to właśnie zza murku. Wychylił głowę lekko za kamienie i ujrzał mężczyznę w czarno-czerwonej bluzie i ciemnych spodniach. Siedział tyłem do niego, więc nie mógł ujrzeć twarzy nieznajomego. Jego oczy rozszerzyły się maksymalnie, jednak sam nie rozumiał dlaczego tak bardzo zafascynował się jego osobą. Coś go do niego przyciągało - tak bardzo, że pragnął go poznać. Chcąc wejść na murek, postawił nogę na śliskim po deszczu kamyku. Obuwie osunęło mu się, przy czym cicho jęknął. Nie chciał spaść, więc mocno się chwycił wierzchołku budowli. Obcy delikatnie obrócił twarz w jego stronę i wstał z podłoża, usłanego płatkami wiśni. Piko spojrzał na niego, a na jego twarzy malowało się zakłopotanie, którego nie był w stanie opanować. Zdołał zobaczyć jedynie czerwone włosy, które spadały mu na ramiona. Zapragnął ich dotknąć, bardzo tego chciał. Ale dlaczego akurat włosów tego faceta? Mógł równie dobrze dotknąć innych kolorowych włosów, byłby ten sam efekt. Piko poczuł, że musi go znaleźć i porozmawiać. Dlaczego on? Co ciągnęło robota do nieznajomego mężczyzny?

 Szybkim krokiem wrócił do domu, gdzie zastał rodziców w wielkim zdziwieniu. Nie pytając o co chodzi, przywitał się z nimi, uśmiechając się delikatnie. Wiedział, co było powodem ich rozmyślania.
- Kłamstwo nie popłaca, wiesz o tym?
- Wiem, tato, ale co miałem zrobić? To było jedyne wyjście, którego byłem pewien. - westchnął cicho.
- Wiem synku. Jesteś robotem, więc logiczne rozwiązania to Twoja specjalność, ale musisz pamiętać, aby nie dać się zdemaskować. - pogładził go po białych puklach włosów. - A tak poza tym, jak Ci się podobało w szkole?
- Nie jest tak źle. Uczniowie i nauczyciele są bardzo mili, ale nie chcę tam chodzić.
- Dlaczego? - spytał, jednak po chwili przypomniał sobie co się stało. - Chodzi o tą dziewczynę?
- Miki? Tak. Ona chce ze mną chodzić.
- Zawsze możesz odmówić.
- Ale... - spojrzał na niego. - Nie chcę jej zranić. Dziewczynom nie wolno robić krzywdy. Ani fizycznej, ani psychicznej. Wiem, że potrafią się zebrać w sobie, ale uraz pozostaje do końca życia. - rozłożył ręce bezradnie. - Prawda? - niepewność zawitała na jego twarzy.
- Prawda, mój mały. Prawda. - kiwnął głową. - Nie martw się. Nie musisz chodzić do szkoły. Musiałeś tylko...
- Wiem, wiem... - przerwał mu szybko. - Musiałem tylko zapoznać się z otoczeniem, bo najlepiej zdobywać wiedzę poprzez doświadczenie. - dopowiedział z szerokim uśmiechem.
- Mądry chłopak. - przytulił go do siebie. - Chodź, pokażę Ci jak wymieniać zbiorniki.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 Noc była spokojna dla Piko, już druga. Czasami nie chce się wierzyć, jak czas szybko płynie. Wiedział już wszystko o sobie, wszystkie informacje oraz ustawienia, które będą niezbędne dla niego w codziennym życiu. Spał spokojnie, jednak wiedział, że śnić nie będzie. Było to niemożliwe dla istoty jego pokroju. Znając pojęcie snu, było mu trochę przykro, że nie będzie mile spędzać czasu nocnego ze swoją wyobraźnią. Jedno doświadczenie nie było dla niego osiągalne.
 Obudził się rano pełen sił, gdyż mógł ładować baterie za pomocą spania. Tylko to było mu potrzebne, aby sprawnie działać. Bateria wynosząca 5% nie pozwalała mu nawet logicznie wypowiadać zdań. Jego wymowa polegałaby wtedy na zasadzie ,,Kali chcieć, Kali mieć". Ryzyko identyfikacji jego tożsamości było porównywalne do 97%.
 W kuchni panowała anemiczna atmosfera. Hiroe miała lekko podkrążone oczy, a Naokiemu pojawił się delikatny zarost. Tylko Piko ożywiał to pomieszczenie swoim wyglądem oraz pozytywną energią. On jedyny nie wiedział o co chodzi.
- Mamo, dlaczego masz fioletowe oczy? - spytał z delikatnym uśmiechem, podchodząc do niej. Ta się zaśmiała. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie na błękitnookiego, a humor od razu się poprawia.
- Nic takiego kochanie. Po prostu nie mogłam spać w nocy. - pogłaskała go po głowie, nalewając do kubka wrzącej wody. Zauważył, że robi gorącą czekoladę. Domyślił się dla kogo.
- Tato, dlaczego masz ogolonego jeża na brodzie? - uśmiechnął się szeroko, ukazując białe jak porcelana zęby.
- Nadal korzystasz z interfejsu? - zaśmiał się. - Ach ty mały szkrabie. Oboje z mamą byliśmy szczęśliwi powodem stworzenia Ciebie, że nie mogliśmy zasnąć.
- Radość Was rozpierała? - dorzucił.
- Można tak powiedzieć. - objął go ramieniem i usadowił na swoich kolanach. Piko wyglądał zanadto słodko. Białe pukle oraz niebieskie oczy wyglądały bardziej niewinnie niż zielone tęczówki i złociste włosy. Obydwoje nie mogli się nacieszyć jego widokiem.
- Pójdziemy gdzieś dzisiaj? Bardzo chciałbym zobaczyć okolice. - klasnął głucho w dłonie. Obydwoje spojrzeli na niego z zakłopotaniem.
- Hm... Jeśli chcesz, mogę iść.
- A mama? - spojrzał na kobietę.
- Mama idzie dzisiaj do pracy. Ja mogę za to wziąć jeden dzień wolnego, na który należycie zasłużyłem. - dodał z delikatnym uśmiechem. Szarooka podała mu zielony kubek z napojem, jak zawsze obejmując go w dwie dłonie. Ciepło naczynia nie było jednak takie same, jak żar jej miłości do partnera. - Tylko to wypiję, ubiorę się i pójdziemy.
- Nie! - zaprotestował nagle chłopak. - Skoro masz pracę to idź. Możemy pójść na spacer po południu. - zeskoczył z jego kolan, podbiegając do blatu. - Zrobię Ci kanapki do pracy. I mamie też. - zaczął szukać po szafkach pieczywa oraz warzyw. - Chcę, abyście mieli dobry dzień.
 Małżeństwo nie miało pojęcia o co chodzi, jednak tylko się zaśmiali.
- Kochanie, każdy dzień jest dobry, bo jesteś z nami. - Hiroe podeszła do niego, przytulając go do siebie. Tuż po niej, do rodzinnego uścisku przyłączył się Naoki, który objął ich razem.

 Rodzice poszli do pracy, zostawiając Piko samego w domu. Wiedział, co ma robić a czego nie. Z pomocą mapy GPS mógł pójść wszędzie, nie gubiąc się w drodze powrotnej. Jednak nie miał żadnego celu na oku. Pomyślał, że mógłby pójść do jakiegoś parku, ale do końca nie był pewien. Hiroe ostrzegała go przed niebezpiecznymi osobami, które były tzw. gwałcicielami. Jemu nic nie groziło, gdyż miał dodatkowe zdolności o których powiedział mu Naoki tuż przed wyjściem. Wypróbował je na kromce chleba tostowego, co dało oczekiwany przez niego rezultat - istny węgiel powstał podczas trzech sekund wysokiego napięcia. 100 W starczy, aby mieć pieczeń na kolację.
- Gdzie mogę pójść? - zapytał siebie, siedząc na kanapie w salonie. Rozglądał się dookoła, analizując każde ciekawe miejsce w okolicy. Znalazł w końcu niewielki park, gdzie znajdowała się brzozowa alejka. - Mama uwielbia takie miejsca. - odetchnął z lekkim uśmiechem. Postanowił zobaczyć to miejsce.
 W trymiga ubrał buty i zarzucił bluzę na ręce. Wyszedł z mieszkania, zamknął drzwi i wybiegł na zewnątrz, podziwiając piękno natury, które nigdy mi się nie nudziło. Czyżby pan Ayama zainstalował mu też hobby, jakim była przyroda? To mało prawdopodobne. Robot potrafił sam sobie wykreować zainteresowania, nie potrzebując osób trzecich.
 Dość szybko znalazł się na skromnej dróżce parku, gdzie znajdowało się mnóstwo drzew. Może nawet więcej niż w jakimkolwiek innym parku? Nie ważne co to było za miejsce - białowłosy już je uwielbiał. Zapragnął je widzieć codziennie. Nie wiedział jednak, że ten park należał do wydarzenia, które zazna w bliskiej przyszłości. Z każdą chwilą był coraz bliżej.
 W jego głowie pojawiło się ostrzeżenie o niebezpieczeństwie. 100 metrów na północny zachód ktoś znęcał się nad tubylcem. Nie przypuszczałem, że mam takie zdolności, pomyślał i uśmiechnął się. Pobiegł w danym kierunku, słysząc ciche błagania o litość. Piko podszedł ostatnie 10 metrów i wychylił się zza drzewa. Ujrzał kilku chłopaków, niewiele starszych od niego, znęcających się nad dziewczyną. Podszedł do nich nieporuszony ich posturami ciała. Przecież zawsze mógł użyć 'paralizatora' i zrobić sobie pyszne pieczenie.
- Hej! Zostawcie ją w spokoju! - krzyknął solidnie. Kilku z nich zareagowało, odwracając się do niego i podeszło do niego.
- Co, młody? Też chcesz zarobić siniaki? - chłopak ubrany na czarno z czerwonym irokezem na głowie uderzył pięścią o rękę. Piko przypomniał sobie o nieznajomym, którego zobaczył w parku za murkiem.
- A jeśli tak? To co? Uderzysz mnie? - powiedział śmiało. I tak samo się czuł. Nie widział powodu, aby się bać, przecież miał przy sobie broń. Inny z nich bez wahania był centymetry od darmowego podarunku pięści w twarz. Białowłosy z szybkością światła chwycił jego pięść, powoli zaciskając swoją dłoń. Złoczyńca jęknął, zaciskając zęby. Widać było, że nie mógł wytrzymać bólu.
- Co ty odpierniczasz Niki? Nie żartuj! - pchnął kolegę do tyłu, a Piko puścił jego rękę w tym samym czasie. - Ten gówniarz nie zrobi nam krzywdy. Jest za mały. - zaśmiał się głośno.
- Gówniarzem jest ten, kto gówno wstrzykuje sobie do żył i wciąga nosem. - odpowiedział. Uniósł dziarsko kącik ust, natomiast reszta nie wiedziała o co mu chodzi. Spytali go o to, niemal krzycząc. - Ślady igieł na skórze, cięć oraz torebki z narkotykami, które macie w kieszeniach. - wyciągnął z jego kurtki opakowanie z białym proszkiem i rzucił na ziemię. Oni tylko się zaśmiali. Czarnowłosy z grzywką Emo, który stał z boku, popchnął go w kierunku 'szefa' gangu.
- Taki dzielny jesteś? Zobaczymy jak będziesz tańczył, kiedy Ci zagram. - podwinął rękawy bluzy i zaczął strzelać kostkami. Poszkodowana dziewczyna cofnęła się znacznie, obserwując wszystko. Miała dylemat czy poczekać, czy jednak uciekać.
- A mogę wiedzieć na czym zagrasz? - spytał jeszcze. Zbierało mu się na żarty, co bardzo mu się spodobało. Wiedział jednak, że długo tak nie będzie.
- Na Twoich zębach. Pewnie ładnie będą brzmieć skoro są tak zadbane. - jego śmiech zachęcił resztę załogi do walki. Chłopak z kolczykami przy wardze, nosie oraz łuku brwiowym uderzył go w plecy, jednak szybko tego pożałował. 100 W kopnęło go jak silny mustang co spowodowało, że leżał na ziemi półprzytomny. Reszta zrobiła podobnie, mając ten sam efekt. Piko nie musiał nic robić, tylko stał w miejscu. - Co jest, do diaska?! - spojrzał na nich, pchając chłopaka po chwili. Jemu nic się nie stało, co zaowocowało gardłowym śmiechem. - Nie jest groźny. Wstawać, durnie!
- Dla Ciebie mam coś specjalnego. - uśmiechnął się słodko, zadając mu równie piękny cios pięścią prosto w twarz. Elektrody towarzyszyły jego ręce, kiedy miał kontakt z jego skórą.  Brutal wylądował kilka metrów dalej, a na twarzy został mu ogromny czerwony ślad. - Mam nadzieję, że podoba Ci się prezent, który Ci dałem. - zasalutował w jego stronę. - Dzięki, chłopaki! - dodał z uroczym uśmiechem i podszedł do kobiety. - Nic pani nie jest? Wszystko w porządku?
- N-nie... - wyjąkała przerażona. - Powiedz mi... Jak... Jak Ci się udało ich pokonać? - kucnęła przed nim zainteresowana jego umiejętnościami.
- To nic takiego. Chciałem pójść na spacer, ale jak widać niektórzy nie potrafią tego zrozumieć. - zaśmiał się.
- Jesteś niezwykły. - klasnęła w dłonie, zachwycona jego postawą. - Nie bałeś się?
- Czego mam się bać? Nic mi nie zrobią. Bynajmniej teraz. - popatrzył w ich stronę. Zaczęli się podnosić. Chłopak chciał ich jeszcze nastraszyć, więc podszedł parę kroków. - Hej, wy! Może jeszcze raz się pobawimy? - rozłożył ręce.
- M-może innym... Innym razem. - wyjąkał gościu z grzywką.
- Ja nie mam ochoty. - spanikował grubas i uciekł.
- Może ty, rocku? - spytał.
- J-ja? - wskazał na siebie przywódca gangu. - Ja nie chcę! - wstał na nogi i uciekł tak szybko, jak Piko tu przybiegł.
 Chłopak zaśmiał się raz jeszcze, natomiast kobieta tylko wzdrygnęła na całą tą scenkę. Odwrócił się z powrotem do niej.
- Niech pani się nie boi. Nikomu nie zrobią już krzywdy. - podszedł do niej, wyciągając ku niej rękę. - Może panią odprowadzić? - spytał. Nieznajoma bez sprzeciwów poszła razem z nim. Brunetka nie mieszkała daleko, jak zakładał chłopak. Wysokie, białe bloki stanowiły jej fantazję. Opowiedziała mu wszystko, o jej zainteresowaniach, pracy... Teraz zrozumiał dlaczego mieszka w wysokim apartamencie, prawdopodobnie jednym z najdroższych w Tokyo.
- Pracuję jako architekt. Mam dużo zamówień i mało czasu na ich realizację. - westchnęła, jednak nie była to tęsknota za wolnym czasem.
- Widzę, że to pani wymarzona praca. - powiedział, jednak w głębi serca obawiał się jej reakcji.
- Od dziecka uwielbiałam rysować, szczególnie wymyślać nowe rzeczy. Teraz jest to dla mnie codzienność, nie tylko pasja. Postanowiłam spróbować swoich sił, ale wyzwaniem dla mnie była matematyka. Dopiero po czasie zaczęłam wszystko rozumieć, więc teraz nie mam problemów. Pomagam też ogrodnikom i budowniczym, przez co praca idzie szybciej. - opowiadała z zafascynowaniem, którego jej nie brakowało. Piko słuchał z grzeczności. Wiedział o architekturze wszystko, wiadomo, ale nie chciał zrobić jej przykrości, a tym bardziej - zdemaskować się. Nie wiedział jak to się stało, że zaczęli tak swobodnie rozmawiać.
- Chciałbym mieć równe piękne zainteresowanie. - powiedział bez nuty przekonania.
- Nie masz żadnego hobby? - zdziwiła się. - Właściwie, ile masz lat?
- Na ile wyglądam? - spytał z delikatnym uśmiechem.
- Trudno powiedzieć. Wydaje mi się jednak, że jesteś na tyle duży, aby mieć plany na przyszłość.
- Piętnastolatek ma jednak ciężko. Wybór szkoły, kierunku, a potem znalezienie pracy i rywalizacja o zatrudnienie z innymi, chodzenie tam i z powrotem, załatwianie spraw... - wymienił na jednym wydechu, co dość śmiesznie brzmiało, jednak większość osób byłaby w szoku, tak jak teraz osoba mu towarzysząca. - A dorosłe życie mieści w sobie jeszcze opłaty za mieszkanie, prąd, gaz, rachunki takie i inne. Dużo tego. Dlaczego nie może być o wiele łatwiej? - spojrzał momentalnie na nią z zakłopotaniem. Kobieta nie odzywała się przez dłuższą chwilę.
- Czasami jest ciężko, to prawda. Ale zawsze można wyjść na prostą za pomocą bliskich albo z własną wiarą. - wzruszyła ramionami.
- A pani? Jak było w pani przypadku? - dopytał. Ta tylko spojrzała na swoje buty, nie wiedząc co powiedzieć. Przypomniała sobie czasy dzieciństwa.
- Wiesz, chłopcze... Byłam zdana na siebie przez całe życie. Aż do teraz. Wprawdzie mam już męża, lecz wyjeżdża w delegacje i rzadko jest w domu. - westchnęła ciężko. - Byłam... A nawet jestem... Sierotą. Moi rodzice zmarli, gdy miałam dwa lata. Teraz jest już dobrze, bo wiem, że są ze mnie dumni. - uśmiechnęła się smutno. Chłopak natychmiast pożałował swoich słów.
- Przepraszam... - wyjąkał. - Nie chciałem... Nie chciałem pani urazić. - wyglądał, jakby zbierał się na płacz. Takowego mechanizmu niestety nie miał.
- Jesteś tak miły, że ciężko się na Ciebie gniewać. Naprawdę nie wiem jak to działa, że mam do Ciebie aż takie zaufanie od pierwszej rozmowy. - podarowała mu cudny uśmiech.
- Dziękuję pani bardzo. - skłonił się. - Myślę, że to po prostu moja pomoc. Wiem coś o tym. - nic nie przeżył, aby móc wiedzieć, jednak od czego miał sztuczną inteligencję wypełnioną informacjami?
- Naprawdę?


 Wrócił przed zachodem słońca. Chciał pooglądać słońce znikające za horyzontem, jednak bateria i rodzice mu nie pozwalali. Za rogiem mogli czaić się złoczyńcy, którzy mieliby z nim niezłe przygody. Miał nadzieję, że kiedyś będzie mieć okazję pooglądać kolorowe niebo wieczorem. Najlepiej z rodzicami, pomyślał.
 Jeżeli mowa o rodzicach, nie mógł ich znaleźć w żadnym z pomieszczeń. Szukał ich nawet w piwnicy, jednak i tam było pusto. Zaczął się niepokoić. Udał się do salonu, gdzie zasięg był znakomity. Za pomocą interfejsu wykręcił numer do Naoki'ego i czekał, aż odbierze. Po chwili usłyszał dźwięk dzwonka.
- Świetnie, tato. - zaśmiał się. - Zostawić telefon w domu. Genialne. - włączył oprogramowanie, gdzie można było posługiwać się wyłącznie kodem. Wpisał dane, dokładnie jedno po drugim i szybko wyszukał swoich rodziców. Otrzymując dane poszukał lokalizacji na mapie miasta. - Co oni robią w szpitalu? - spytał sam siebie. Czy coś się stało z Hiroe? A może to mężczyźnie coś dolegało? Niecały kwadrans później wszystko się wyjaśniło. Małżeństwo wróciło do domu z szerokimi uśmiechami na twarzy, których nie można było nie zauważyć. - Mamo, tato! Co się stało, że byliście w szpitalu? - spytał zakłopotany całą sytuacją.
- Och, kochanie. - uściskała go kobieta. - To naprawdę niesamowite! - po chwili podarowała mu całusa w czoło. - Tatuś Ci wszystko opowie. - podeszła do mężczyzny i uściskała go mocno. - Już teraz tatuś.
 Szatyn zaś wziął ją na ręce i zakręcił się wkoło kilka razy. Potem poszła do kuchni, a Naoki poszedł z nim do salonu, gdzie usiedli razem na kanapie.
- Posłuchaj Piko. W małżeństwie jest taki czas, kiedy dwoje ludzi decyduje się na potomka. Ja z mamą decydowaliśmy się naprawdę wiele razy. - mówił to z lekkim plątaniem języka, lecz Piko nie zwracał uwagi na jego potyczki. Kiwał tylko twierdząco głową. - Twoja mama nie mogła zajść w ciąże. Nie wiem do tej pory co było tego powodem. Jednak wczoraj... - odetchnął głęboko. - Dzisiaj w pracy zemdlała, musieli zawieść ją do lekarza. Okazało się, że jest w ciąży. - na jego twarz ponownie wkroczył szeroki uśmiech, który od razu poprawiał jego poważną minę profesora.
- To znaczy, że będę mieć braciszka? - jego oczy zalśniły jak woda w promykach słońca. Nie wyobrażał sobie, że może być aż tak szczęśliwy.
- Tak. Braciszka albo siostrzyczkę. - ujął jego dłonie, po chwili go przytulając. - Tak się cieszę, Piko. Tak bardzo się cieszę!

 Kolejne dni mijały bez większych obaw. Atmosfera w domu była niesamowicie rozluźniona i wesoła, emanowała w całej okolicy, a sąsiedzi zaczęli coraz częściej odwiedzać państwo Amaya i starać się, aby nie było żadnych stresujących sytuacji. Hiroe bardzo lubiła przebywać w towarzystwie, pracowała również w kawiarni, więc nie miała żadnych obaw. Mężczyzna poświęcał jej coraz więcej czasu, a Piko zarówno tyle samo czasu co on zostawał u siebie w piwnicy. Nie chcieli, aby inni go widzieli, od razu wszyscy zaczęliby się wypytywać o chłopaka, skąd jest, itd. Nie chcieli mówić, że to robot a dziecko stawało się ważniejsze z dnia na dzień.
 W końcu zaczęli myśleć o przeprowadzce. Nie mieli komplikacji ze znalezieniem miłego mieszkania za miastem. Niedaleko znajdował się ogródek oraz plac zabaw. To będzie dobra przyszłość dla naszego dziecka, pomyślała kobieta, dzwoniąc do właściciela wybranej posesji. Naoki w tym czasie zaczął przepatrywać swoje rzeczy, które mógłby zostawić, a które będą mu niezbędne. Piko przypatrywał się temu wszystkiemu z wielką uwagą i nie mógł zrozumieć, dlaczego chcą się przenieść.
- Przecież to mieszkanie im wystarczy. - wyszeptał. - Tato? - powiedział głośniej. - Nie możemy mieszkać tutaj? Drugie dziecko chyba nie będzie potrzebowało całego apartamentu na własność, prawda?
- Piko... - westchnął. Od dłuższego czasu nie powiedział do niego 'synu', jak to było na samym początku. - Małe dziecko potrzebuje dużo przestrzeni do zabawy, inaczej będzie czuło się tak jak w klatce. Poza tym, będzie ono potrzebować świeżego powietrza, a tu w mieście...
- Jest dużo zanieczyszczeń, tutejsze powietrze szkodzi na drogi oddechowe. Wiem. Dużo razy mi to powtarzałeś.
- Nie korzystasz już z interfejsu? - zdziwił się.
- Korzystam, ale tylko wtedy, kiedy gdzieś wychodzę. Nie znam okolicy, więc nie wiem gdzie mam pójść, aby iść do parku, a nawet jak wrócić.
- Nie dasz rady zapisać sobie tych lokalizacji w swojej pamięci?
- Próbowałem, ale nic z tego. Wszystko jest zamieszczone w sieci. Dodatkowo... Kiedy w jakikolwiek sposób zostanę odłączony od sieci, wszystkie dane przepadną. Będę pamiętać tylko te dane, które sami mi wgraliście.
,,Zupełnie jak człowiek. Zero internetu w głowie, ani zapisanych zdjęć"
- Doskonale o tym wiem. - burknął. - Jednak to, co widziałeś przez ten czas przypomni Ci się, kiedy ponownie to zobaczysz. Idź do swojego pokoju i poszukaj mi narzędzi, o których Ci mówiłem. - dodał szybko, wyciągając walizkę z wielkiej szafy.
 Piko nic nie odpowiedział, jedynie kiwnął głową i wrócił do siebie. Spakował wszystko, co uważał za potrzebne dla swojego staruszka. Dlaczego nie mówił do niego 'synu', jak kiedyś? Jaki był tego powód? Nowy członek rodziny, który miał przyjść na świat za dziewięć miesięcy, był najważniejszy w tej chwili. To będzie żywe, nie będzie robotem, który jest stworzony na swój ideał dziecka, dodatkowo z błędami i zakłóceniami wyglądu, który nie sposób nie zauważyć. W międzyczasie białowłosy połączył się z internetem i wyszukał informacji na temat dzieci. Kiedy je przeczytał, rozwarł lekko usta w szoku. Wiedząc, że już nie jest najważniejszy, postanowił jeszcze to sprawdzić.
,,Pierwszy robot, drugi człowiek. Kiedy dziecko przychodzi na świat, robot umiera?"
 Wyników wyszukiwania było zero.  Mimo że nie miał serca, czuł jak rozsypuje się od wewnątrz. Nie mógł tego znieść. Poszedł do rodziców z informacją, że wychodzi na zewnątrz. Przez większość drogi zastanawiał się co będzie, kiedy dziecko przyjdzie na świat. Wiedział, że będą musieli o niego dbać jak najlepiej, opiekować się i nie spuszczać małego z oka. Nie miał jednak praktycznego doświadczenia, więc trochę się bał tego co może się stać. Widok natury i śpiew ptaków uspokajał jego zmysły. Mimo tego, że był robotem, zmysły mu szalały w tej ciszy.
- Chciałbym być normalnym człowiekiem...

 Tygodnie mijały, a Piko zauważył, że w mieszkaniu jest coraz mniej rzeczy. Kiedy o nie spytał, odpowiedzieli, że już były stare i trzeba było je wyrzucić. Było jednak inaczej. Z łatwością się domyślał, że meble również będą wyniesione. Nie mógł się pogodzić z tym, że teraz będą żyć zupełnie inaczej. Musiał pogodzić się z decyzją rodziców.
 W końcu w mieszkaniu nie zostało ani okruszka. Białowłosy widział wtedy, jak dużo przestrzeni było dookoła. Był zdumiony. W piwnicy zostało jednak łóżko i stół oraz parę narzędzi.
- Nie będziesz ich potrzebować? - spytał Naoki'ego, kiedy on grzebał coś w komputerze.
- Nie. Z resztą, będą Ci potrzebne. Jeśli coś się zepsuje to to naprawisz.
- Co masz przez to na myśli? - przeraził się. - Chyba mnie nie zostawicie?!
- Zostawimy, ale nie na zawsze. Na parę dni. - spojrzał na niego, lecz jego oczy nie wyglądały tak, jakby mówił szczerze. Podejrzenia padły od razu. - Zobaczymy jak sobie poradzisz.
- A sprzątanie? Co mam sprzątać, skoro nie ma mebli?
- Podłoga wymaga wystarczającej pielęgnacji. Drewno jest bardzo wymagające.
- Naprawdę chcecie mnie tu zostawić?
- Wrócimy tu. To tylko okres próbny.
- Nie wierzę Ci. - powiedział cicho, jednak to wystarczyło, aby mężczyzna wstał i przybrał surowy wyraz twarzy.
- Dosyć tego! - krzyknął.
- Przecież... Ja nic złego nie powiedziałem... - wyjąkał piskliwym głosem. - Nie krzyknąłem, ani nic...
- Po prostu daj mi spokój... - westchnął głęboko i ponownie usiadł na krześle.
 Piko posłusznie, lecz bez żadnego bezpośredniego polecenia, wyszedł z pomieszczenia. Zamknął za sobą drzwi i skierował się w stronę schodów. Po raz pierwszy miał na twarzy smutek. Hiroe od razu to zauważyła. Mimo tego, że to Naoki go stworzył, ona nadal oczekiwała dziecka, więc mogła się jeszcze nacieszyć tym, co ma.
- Co się stało Piko?
  Westchnął.
- Tata na mnie krzyczy...
- A to czemu? Co się stało? - usiadła na krześle, które stało w kącie. - Chodź, usiądź.
- Powiedział, że zostawiacie mnie tu na okres próbny. Aby zobaczyć jak sobie poradzę. Nie wiem czemu ma to służyć... - spojrzał na kobietę lazurowymi oczami, które błyszczały tak, jakby miały uwolnić łzy. - Może ty wiesz, mamo?
 Kobieta milczała. Musiała robić to, aby nic się nie wydało. Musiała robi to, aby Naoki spokojnie zrealizował swój plan.
- Skarbie... - tego słowa mu brakowało. Delikatnie uniósł kącik swoich ust, a matka popadła w zakłopotanie. - Niedługo będziesz musiał znaleźć pracę.
- Mam dopiero piętnaście lat.
- Tata wyrobi Ci nowy dowód osobisty. Niedługo będziesz musiał zarabiać na swoje życie sam.
- Dlaczego tak wcześnie?
- Korzystasz z interfejsu, prawda? Możesz go wykorzystać w pracy w każdej dziedzinie. - uśmiechnęła się delikatnie. - Możesz stać się wspaniałym człowiekiem i zmienić świat.
- Ale ja nie chcę. - powiedział stanowczo. - Chcę żyć jak inni... Chcę mieć rodzinę...
- Przecież ją masz. - przerwała.
- Ale wy mnie zostawiacie,
- Musisz to zrozumieć. - jej wzrok był zatroskany, a jednocześnie obojętny. Chłopak już nie wiedział, co ma robić.
- Czy mogę iść na dwór? - mimowolnie popatrzył na jej okrągły brzuch. Fascynowało go to, że w takim niewielkim brzuchu kobieta może nosić dziecko, które się urodzi.
- Jest późno. A jak coś Ci się stanie? - odgarnęła jego włosy dłonią.
- Nic mi się nie stanie. Chcę po prostu iść...
Westchnęła. Brakowało jej słów.
- No, dobrze...
 Pokój miał szare ściany z czerwonym paskiem. Kiedy stały meble, sprawiał, że kuchnia była pomalowana na czerwono. Tak naprawdę te smutne zakątki skrywały szafki. Chłopak czuł się ty jak w klatce. Wrażenie ogromnej ilości miejsca nie cieszyło go, gdyż takie kolory sprawiają, że nawet największa dusza towarzystwa z ogromem przyjaciół może czuć się samotna i smutna. Tak, to miejsce zdecydowanie odbierało chęci do życia. Doszczętnie.
 Piko schylił się, mając głowę na poziomie brzucha kobiety. Pogłaskał go delikatnie, po czym podarował dziecku całusa. To samo uczynił jej. Podniósł się, będąc wyższy podczas, gdy kobieta ona siedziała. Schylił swoja głowę i ucałował ją delikatnie w czoło. Jej szare oczy wydawały się topić w iskierkach i wielu kolorach. Wyglądała na szczęśliwą.
- Do zobaczenia, mamo. - ostatnie słowo wymówił z wielkim uczuciem. Zupełnie tak, jakby...

... mówił to ostatni raz, patrząc jej w oczy.

 Brzozowa alejka przypomniała mu o wydarzeniu, kiedy po raz pierwszy użył swoich umiejętności kopania prądem. Tu poznał osobę, która traktowała swoja pracę jak hobby. Przechodził obok szkoły, w której poznał swoich rówieśników. Teraz była zamknięta. Dlaczego akurat teraz chciał wspominać wszystko, co go spotkało? Fakt, było to dosyć dawno, ale czuł silna potrzebę, aby przeżyć wszystko jeszcze raz. Był jedynie robotem i funkcjonował z reguły krótki czas. Spodobało mu się życie, które prowadził. Teraz wszystko miała zmienić przeprowadzka oraz dziecko, które niebawem przyjdzie na świat.
- Dlaczego to wszystko tak szybko mija?
 Chodził ścieżkami, których nigdy wcześniej nie przeszedł. Nie włączył nawet GPS-u. To powodowało większe zużycie baterii, a do ładowania zostało niewiele czasu. Zamierzał pochodzić o wiele dłużej niż zazwyczaj, więc potrzebował więcej zasobów niż zwykle. Czynność, którą musiał wykonywać, aby ją napełnić, zaczynała go denerwować. Chciał być człowiekiem, teraz pragnął tego nad życie. Wiedział jednak, że to nie może być możliwe. Chyba, że istniałaby jakaś nadludzka siła, ale to też było bliskie zeru. Westchnął i poszedł przed siebie.
 Chłodny, wiosenny wiatr unosił jego włosy i muskał jego twarz. Rozpięta bluza, którą miał na sobie, tańczyła w rytm powiewów wschodniej muzyki, prosto znad oceanu. Chciał go kiedyż zobaczyć bez żadnych obaw, że ktoś go popchnie do wody. Bez obaw, że cały mechanizm mu się zaleje czy spowoduje spięcie, Chciał tyle zobaczyć i przeżyć - nie mógł. Los mu nie pozwalał.
 Po drodze zobaczył tłum ludzi, który wracał z parku, prawdopodobnie ze ślubu. ,,Eh, ostatnio jest na to moda." - pomyślał. Mimowolnie uśmiechnął się na widok pary młodej. Mężczyzna w czarnym garniturze wziął na ręce pannę młoda, po czym delikatnie, lecz czule, pocałował. Ten widok sprawił, że wszyscy wyjęli chusteczki i ocierali oczy oraz klaskali. To najpiękniejsza chwila w życiu każdego małżeństwa. Białowłosy uważał, że równie piękny jest czas, kiedy dziecko przychodzi na świat. Poczuł obrzydzenie. Obrzydzenie do siebie. Nie było jeszcze robota, który zachowywałby się i wyglądał jak człowiek. Był jedyny. Czuł się z tym źle. Robot, który posiada uczucia? Może się wydawać absurdalne, jednak taka była prawda. Piko posiadał uczucia, nawet o wiele większe niż ludzie. Jego twórca był naprawdę genialny, skoro zdołał zrobić taki postęp w nauce. Dlaczego jednak się tym nie dzieli?? Dlaczego nie zaoferował niczego naukowcom i badaczom nad sztucznym życiem? Może chciał zachować to tylko dla siebie i sprzedawać to indywidualnie? Tak czy inaczej - wcześniej czy później ktoś rozkręciłby jego mini- albo big-lalki i zorientowałby się, że to czysty system, który sam działa, bez pomocy osób trzecich ani żadnych komend. One byłyby już wgrane. Wymagało to jednak mnóstwo pracy. Jedno takie cudo, jak te, które teraz wiło się wśród ciemności zakamarków ulic, zajęło mu parę lat. Wymagało dużo wysiłku i cierpliwości, co dopiero produkcja lalek o sztucznej inteligencji albo służących.
 Pokręcił głową na boki, aby pozbyć się myśli, które nachodziły mu z sekundy na sekundę coraz to nowsze i bardziej skomplikowane. Chciał mieć chociaż chwilę spokoju. Już miał zamiar usunąć wszystko co związane z jego powstaniem, jednak miałby później jeszcze większe problemy niż ma teraz.
 Westchnął głęboko
 Miał dość.

 Wrócił do domu, nikogo nie zastając. Kilka razy pytał, czy ktoś jest, jednak odpowiadało mu głuche echo oraz cisza. Nic więcej. Wszedł do środka, do salonu, gdzie kiedyś biło rodzinne ciepło, bijące od wystroju oraz dwojga wspaniałych ludzi. Teraz została tylko pustka. Spostrzegł, że na krześle leży coś białego. Skrawek papieru, coś w tym stylu. Podszedł bliżej. Tak. To kartka wyrwana z małego notesu. Była na niej napisana wiadomość skromnym, lecz ślicznym pismem.

,,Przepraszamy za wszystko. Nigdy Cię nie zapomnimy. Zawsze będziemy Cię kochać.
Hiroe & Naoki Amaya "

 Jego oddech momentalnie się zatrzymał, a oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Jednak, czy można było to nazwać zdziwieniem? To był szok, paraliż wewnętrzny. Recz martwa nie czuje żadnych uczuć ani niczego, co zwie się bólem. Dlaczego więc Piko musiał znosić cierpienie spowodowane przez jego rodziców?
 To był fakt - rodzice go zostawili. Nie powiedzieli mu nic na ten temat, od czasu zajścia Hiroe w ciążę. Teraz przypuszczał, że od dawna chcieli mieć go z głowy. Dziecko, żywe, było ważniejsze niż on. Dlaczego? Wymagało opieki, owszem, jednak jego dzieło pozostało teraz samo ze swoją sztuczną inteligencją. Chciał płakać, jednak nie mógł. Wokół panowała cisza, a on słyszał tylko szum swoich ubrań ocierających się o jego ciało i ścianę. Czuł się całkowicie rozsypany. Schował twarz w dłoni i siedział, nie będąc w stanie nawet krzyknąć z bólu, który czuł. ,,Ludzi boli to znacznie bardziej." - pomyślał. Miał rację. Robot nie czuje tego, co żywy człowiek, aczkolwiek sekret w wgraniu czytnika emocji był wyczynem wysokiej technologii oraz wysokiej inteligencji jego 'ojca'. Nikt nie umiałby stworzyć czegoś podobnego.

 Wiatr był delikatny i dotykał swoją wietrzną dłonią wszystko tak, jakby bał się coś zepsuć. Delikatne pocałunki składane na skórach ludzi powodowały u nich dreszcze. To był wieczór, wszyscy wracali do domów. Do ciepła rodzinnego. Jedynie białe włosy powiewały na dachu jednego z wysokich bloków mieszkalnych. Jasnoniebieskie oczy patrzyły na łąkę obrośnięta wysokimi wieżowcami i apartamentami, mrówki różnego koloru ze światłami, które poruszały się po betonowej ścieżce oraz tysiące świetlików w parkach i w centrum. Nie mógł się napatrzeć. Nie mógł uwierzyć. Nadal nie mógł uwierzyć w to, że 'żyje'. Nadal jednak miał wszystkiego dość, nie był w stanie wybaczyć rodzicom. Jednak mimo wszystko nadal ich kochał. Szczególnie mamę.
 Zakrył twarz dłońmi, nie mogąc wytrzymać. Chciał płakać, ale nie mógł. Chciał być człowiekiem.
- Jedyny na świecie ze sztuczną inteligencją. - wyszeptał. - Sugoi. (z jap. ,,Niesamowite" )
 Chciał się za wszelką cenę pocieszyć. Przyszedł na dach, który był jedynym miejscem, z którego znał drogę powrotną. Stracił przecież interfejs. Nie mógł już wiedzieć wszystkiego, jednak te słowa i zwroty, których używał, pamiętał. Starał się przypomnieć miejsce, gdzie spotkał czerwonowłosego chłopaka i kwiat. To zdołało mu się zachować w pamięci. Jeśli pójdzie gdziekolwiek, może zabłądzić, nie wrócić do domu. On nie miał domu. Co to za dom, gdzie mieszka tylko on? O ile on tam mieszka. Była wywieszona kartka na drzwiach. Treść brzmiała w ten sposób: ,,Na sprzedaż. Prosimy dzwonić pod numer 583-047-635". Cóż, najwidoczniej nie miał już dokąd pójść.
 Siedział tak przez dłuższy czas, aż zegar umieszczony na dachu jednego z kościołów wybił północ. Piko uśmiechnął się lekko, podziwiając nocne życie Tokyo. Miasto, które było jego pierworodnym i jedynym, gdzie mimo wielu rozterek, problemów i rozczarowań chciał zostać i nigdy go nie opuszczać.
- Pięknie.