poniedziałek, 13 marca 2023

Becky Albertalli - "A jeśli to MY"

 
    To jest wprost niesamowite jak po ponad rocznej przerwie znowu tu jestem. Rok przerwy od czytania, blogowania, a wszystko po to, by oddać się bardziej wymagającemu zainteresowaniu, które teraz zdaje się schodzić na drugi plan. Czas świetności tego bloga już dawno minął, jeszcze zanim regularnie pojawiały się tu recenzje, ale wewnętrzna potrzeba podzielenia się opinią nadal jest, a więc i recenzja już poniżej szeroko otwiera ramiona.


    Ben i Arthur spotykają się w zupełnie niespodziewanym momencie swojego życia, po którym obydwoje nie mogą przestać myśleć o drugiej osobie. Kiedy w końcu po wielu próbach spotykają się wydaje im się,  że wszystko będzie cudownie jak w filmach romantycznych, jednak rzeczywistość pokazuje im, że przeszłość oraz własne postrzeganie związku nie sprzyja i trzeba się napracować. A to wszystko dzieje się podczas wakacji, gdzie Arthur nie zostanie na dłużej.

    Opis krótki, ponieważ książka wisiała na mojej liście '' w trakcie'' przez dobre pół roku, a nawet i dłużej. Tematyka LGBT była dobra  jakiś rok temu, może dwa, teraz jest odbierana jako luźniejsza lektura, jak kiedyś romanse przy regularnym zagłębianiu się w powieściach fantasy  czy sci-fi. Na początku nie było źle, chociaż czułam się, jakbym czytała opowieść na wattpadzie. Cała historia jest według mnie lekko naciągana, bo, szczerze, który szesnastolatek chodzi w jakieś miejsca z zupełnie obcym chłopakiem po zmierzchu w wielkim mieście? Teraz pewnie usłyszę: " ale to jest Ameryka", "to nie te czasy", "nie masz dystansu". Grunt w tym, że ja uwielbiam książki, które są autentyczne i nie wieje od nich taką nastoletnią dramą. Oczywiście można się w tym zatopić i zapomnieć o swoich własnych realiach, ale to nie dla mnie. A jednak o tym piszę, ha! Wracając - problemy z pozoru proste do rozwiązania, ale owijane tak, by zająć strony i wzbudzić w czytelniku oburzenie. To się udało, trzeba przyznać. Sama historia nie była wciągająca, co tylko potwierdza czas, jaki (nie)poświęciłam tej książce.
    Jeżeli już jadę po tym po całości, to tu trochę odstąpię od samej treści, a przejdę na rzecz druku. Całkowicie rozumiem, że ma się dużo materiałów do poprawienia, czas goni, redaktorzy pośpieszają itd., ale brak przecinka, kropki czy, o Boże, napisanie początku zdania z małej litery... Zwracam na takie rzeczy uwagę i dosłownie wszystkie książki mają w sobie ślady niebieskiego tuszu długopisu, którym poprawiam niedopatrzenia. To tylko mały dodatek, gdyż nie mam co więcej pisać o "A jeśli to MY".
    Niespecjalnie przypadła mi ona do gustu, ale na tak zwane odmóżdżenie nie jest zła. Książka do kolekcji 'przeczytane', by móc się pochwalić, że zamiast 23 przeczytanych książek mamy na koncie 24. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz